Strony

środa, 26 grudnia 2012

Mike Oldfield - QE2

Mike Oldfield jest specyficznym typem artysty - szczyt jego popularności przypadł na czas jego debiutu (Tubular Bells, 1973), a potem, w miarę upływu czasu, ludzi zapominali o jego nazwisku, coraz bardziej i bardziej, mimo, że utalentowany brytyjski multiinstrumentalista dalej nagrywał albumy. W końcu postanowił popracować bliżej z wytwórnią Virgin Records, z którą miał podpisany kontrakt, by stworzyć album, który, choć zachowując przynajmniej część charakterystycznego progresywno-celtyckiego brzmienia swoich albumów, byłby bardziej przystępny, tym samym zyskując popularność i przychylność publiki. Projekt ten zakończył się wydaniem w 1980 roku płyty QE2.

Być może jest to wina okładki oraz nazwy, ale nie będzie chyba nadużyciem nazwanie klimatu wydawnictwa mianem wodnego, oceanicznego - jest tu dużo przestrzeni, a wiele melodii zdaje się pięknie płynąć, jak gdyby były niesione na falach oceanu. Już początek pierwszego utworu na płycie, 10-minutowego Taurus I, gdzie lekki, delikatny motyw mandoliny na tle automatu perkusyjnego zabiera słuchacza w podróż, nadaje taką atmosferę. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, iż na płycie nie ma długiej, ponad 20-minutowej kompozycji - ich funkcje są w pewien sposób przybrane przez właśnie Taurus I i kompozycję tytułową. O ile ten pierwszy jest bardziej pewnym miszmaszem przeplatających się motywów, nakierowanym na tworzenie atmosfery i przez to rzeczą, która poza kontekstem albumu nie działa aż tak dobrze, to QE2 może śmiało konkurować z innymi utworami instrumentalnymi Oldfielda z lat 80. o miano tej najgenialniejszej. Sekcja dęta, karkołomna gra Mike'a na gitarze sprawiają wrażenie ogromnego tryumfu, oddają charakter wielkiego sukcesu, jak wodowanie tytułowego liniowca. Szczególnie efektownie utwór ten wypadał na żywo w połączeniu z Taurus I, co można zobaczyć i posłuchać na własne oczy/uszy na DVD Live in Montraux.

Pozostała część albumu nie jest jednakowej jakości. Oczywiście zdarzają się rewelacyjne fragmenty - zawrotne i pełne energii Mirage, kolejny świetny instrumental, nieśmiało rozpoczynająca się przeprowadzonym przez Vocoder głosem Oldfielda Sheba, która rozwija się w przebojowy i pełen mocy utwór dzięki wokalowi Maggie Reilly, albo urocza miniaturka Molly, nazwana imieniem córki Mike'a, która stanowi słodką i przyjemną codę wydawnictwa. Są tu jednak też rzeczy słabsze - bezpłciowe Celt niczym nie jest w stanie zachwycić, co najwyżej może troszkę znużyć słuchacza przez 3 minuty. A Conflict z kolei pomimo swojej niewielkiej długości to raczej sklejka kilku pomysłów i motywów, która nie wie, czym chce być i co chce sobą osiągnąć. Choć Oldfield-gitarzysta ma szansę zabłysnąć tu chwilami, to Oldfield-kompozytor raczej nic nie osiągnął. A szkoda, bo nie mogę zaprzeczyć, że niektóre z melodii tu są całkiem niezłe: jeden z motywów z tego utworu został użyty potem w delikatnym rozpoczęciu piosenki Orabidoo na płycie Five Miles Out z bardzo przyjemnym skutkiem.

Oprócz utworów autorskich znalazły się tutaj covery utworów instrumentalnych innych artystów, co kontynuowało trend zapoczątkowany na poprzednim albumie, gdzie znalazły się interpretacje utworów Gershwina i Phillipa Glassa. Arrival zespołu ABBA ani specjalnie nie zyskał, ani nie stracił w nowym wykonaniu i pozostawia słuchacza całkiem obojętnym. Ale już Wonderful Land jest zaprezentowane w zupełnie nowej, uzupełnionej o typowo Oldfieldowskie smaczki jak zmiany instrumentu prowadzącego melodię smaczki, która prezentuje znany utwór grupy The Shadows w nowym świetle. Jest to naprawdę dobre wykonanie, które udowadnia talent aranżatorski artysty. Cover ten był również wydany jako oficjalny singiel z albumu wraz z Sheba, jednak nie wywalczył nic na listach przebojów w UK.

QE2 pozostaje w twórczości Mike'a Oldfielda albumem trochę pomijanym, wraz z Platinum uważanym za przejściowy między progresywnym rockiem albumów z lat 70. a przystępniejszą muzyką nagrywaną w latach 80. i przez to traktowanym jako jedno ze słabszych jego wydawnictw. A tak wcale nie jest - Mirage czy utwór tytułowy to kanon klasyki tego wykonawcy, a w najgorszym wypadku utwory zawarte tutaj są miałkie i nie do końca przemyślane. Nie ma tu jednak żadnego koszmaru, a całe wydawnictwo brzmi dość spójnie, głównie przez jednolity klimat. Choć nie poleciłbym go jako punkt wyjściowy do poznawania twórczości tego artysty, to jako uzupełnienie naszej domowej płytoteki, ta płyta jest naprawdę OK. Płyta ta świetnie nadaje się do odpływania - tylko naciśnijcie przycisk play i pozwólcie się zabrać w rejs na statku kapitana Oldfielda.

Mike Oldfield - QE2
3.5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz